wtorek, 24 czerwca 2014

[3] To niegrzeczne! - Kyoukai no Kanata

         Kyoukai no Kanata jest anime młodym, wychłodziło w sezonie zimowym zeszłego roku. Co więcej – zyskało sobie dużą popularność i całkiem wysokie noty (na MAL’u okupuje 705. miejsce), co było jednym z głównych powodów, dla których się za to wzięłam. Jednakże po obejrzeniu tych dwunastu odcinków, mam małe wątpliwości co do tego, czy ta seria zasługuje na tak wysokie oceny.
            Kanbara Akihito jest entuzjastą (zboczeńcem), kochającym okulary (to chyba podchodzi już pod manię?), a kiedy nosi je śliczna dziewczyna, to już w ogóle wpada w euforię. Nic więc dziwnego, że widząc uroczą pierwszoklasistkę z okularami na nosie, która stoi na krawędzi dachu szkoły (co ewidentnie wygląda na próbę samobójczą), biegnie do niej, co sił w nogach i… wykrzykuje, jak to kocha okulary. Brzmi
dziwnie? To czekajcie, co zrobi nasza krótkowzroczna panienka: przebija serce Akihito jakąś dziwną bronią. On zaś nie umiera, jak przystało na normalnego człowieka, tylko grzecznie prosi piękność w okularach, żeby wyjęła to coś, bo go nieprzyjemnie uwiera. Kuriyama Mirai (bo tak nazywa się owa panna z bronią) od tej pory próbuje zabić Akihito, kiedy tylko nadarzy się ku temu okazja. Powód? Mimo że jest Strażnikiem, mającym w zamyśle zabijać wszelkiego rodzaju demony, Mirai nie potrafi ich odpowiednio załatwić, bo się boi. A że Akihito jest chimerą – półczłowiekiem i półdemonem – do tego nieśmiertelną, postanowiła sobie na nim trochę potrenować. Co tam, że nie wyraził na to zgody!

            Przyznam, że opis mnie bardzo zaciekawił, z racji tego, że uwielbiam wszelką fantastykę, ale też nie miałam co do tego jakichś wybitnie dużych nadziei – ot, taka miła historyjka. I właściwie miałam rację. Fabuła nie jest jakoś specjalnie rozbudowana, ale nie zaprzeczę, że ciekawa i całkiem wciągająca – obejrzenie całości zajęło mi dwa dni. Żarty nie są wysokich lotów, co jednak nie znaczy, że nie śmieszą: dziwna „okularowa” mania Akihito i kompleks siostry Hiromiego to dość ciekawe połączenie.

           Podobały mi się też postacie żeńskie, których jest właściwie więcej niż panów (poza naszymi dwoma zboczeńcami mamy pewnego tajemniczego jegomościa z Zakonu Strażników) – Mirai jest trochę taką ciamajdą, ale w  żadnym wypadku nie czeka, aż jej ukochany nieśmiertelny, zboczony książę przybędzie uratować ją z opresji. Sama walczy, całkiem nieźle, zresztą. Fakt, że potrafi manipulować swoją krwią i stworzyć z niej na przykład broń tylko dodaje lepszych efektów jej starciom z demonami. Ciekawostką jest, że nałogowo powtarza wyrażenie: "Fuyukai desu!", co można przetłumaczyć jako: "To niegrzeczne!". Co do siostry Hiromiego, Mitsuki mam nieco bardziej mieszane uczucia – taka opanowana, spokojna, rozważna, próbuje (z powodzeniem) zapanować nad swoim bratem i Akihito, ale… średnio ją polubiłam. Niby nie jest taką typową tsundere, jednak jakoś wykrzykiwanie „onii-chan!”, kiedy braciszek jest w opresji, niezbyt mnie przekonuje. Tym bardziej, że parę godzin wcześniej go kompletnie olewała. Jeśli zaś chodzi o samego Hiromiego, to sprawa wygląda inaczej – wyjątkowo sympatyczna postać. No, jego zboczenie mi się kompletnie nie podobało, już wolę manię Akihito, ale jako bohater jako taki prezentuje się nadzwyczaj dobrze. Kanbara tak samo – oboje wprowadzają naprawdę sporo humoru, w szczególności, kiedy są razem. Warto wspomnieć, że Akihito i Mirai mają swoją „mhroooczną” przeszłość, która jest stopniowo nam przedstawiana i, mimo że momentami trochę to jest przedramatyzowane, to całkiem przyjemne i z pomysłem zrobione (jeśli chodzi o Akihito to, przyznam, zaskoczyli mnie, co jest na plus i to duży).

            Poboczne postaci także odgrywają dużą rolę – są obecni całą serię (nie ma mowy o epizodyczności,
mamy w końcu do czynienia z dwunastoodcinkowym anime) i nie wszyscy wywołują jakieś specjalne uczucia. Taka Ayaka występuje praktycznie co drugi odcinek, ale kompletnie nie wiem, jak ją zdefiniować. Po prostu mi nie przeszkadzała i tyle.
            Strona graficzna to… cudo. Projekty postaci, tła, choreografie i animacje walk – to jest najmocniejszy aspekt Kyoukai no Kanata. Ale właściwie tego się spodziewałam, w końcu to studio Kyoto Animation, a im w kwestii oprawy graficznej zawsze można zaufać. Postaci, a już w szczególności panie, mają duże oczy, urocze twarzyczki (vide Mirai) i wszyscy wydają się tacy uroczy, kawaii i w ogóle. Tła to już w ogóle są wspaniałe – to niebo… Aaach, rozpłynąć się można.
            Muzyka z kolei jest okej. Nie wyróżnia się niczym specjalnym, ale dobrze spełnia swoją rolę, dopełniając poszczególne sceny. Zarówno opening, jak i ending wpadają w ucho, choć bardziej do gustu przypadła mi energiczna piosenka końcowa niż melancholijna nutka otwierająca każdy odcinek.
            Należałoby też wspomnieć o jednym odcinku, który najbardziej zapadł mi w pamięć. Zupełnie epizodyczny, nie ma praktycznie żadnego wpływu na fabułę – swego rodzaju zapychacz, żeby akcja nie pędziła znowu za szybko, ale jaki zabawny! Walka z potworem, który jest zboczeńcem (dogadałby się z Akihito i Hiromim na pewno!) oraz którego najsilniejszą bronią jest ciecz, wydzielająca baaardzo nieprzyjemny zapach. Nie mogę powiedzieć, czy i jak go pokonali, ale zapewniam, że jest to niezła komedia. Pod koniec odcinka zobaczyłam w naszej głównej czwórce k-popowców, za co siostra – wielka fanka koreańskiej muzyki popularnej – mnie ostro zganiła. No w każdym
razie, oglądałam ten jeden moment z pięć razy i ciągle się śmiałam. Piękne!
            A teraz, co by nie było tak kolorowo, trzeba o jednym wielkim minusie, który obniżył moją ocenę końcową dla tego anime. Mianowicie, zakończenie. Na początku takiego się właśnie spodziewałam, niezbyt oryginalnego, ale w czasie oglądania trzech ostatnich odcinków zaczęłam mieć nadzieję, że może twórcy postawili na coś ciekawszego, że chcieli się chociaż w niewielkim stopniu wyrwać z tej monotonii. Niestety, pomyliłam się – a mogło być tak pięknie!

            No cóż. Kyoukai no Kanata nie jest wybitną serią, nie wyróżnia się niczym specjalnym. Fabuła niezbyt skomplikowana, jednowątkowa (chociaż dobrze poprowadzona), bohaterowie też nie porywają, ale bawią! Grafika to coś pięknego po prostu. Gdyby końcówka była inna, dałabym temu tytułowi ósemkę, ale że spieprzyli zakończenie, które – w moim odczuciu – było jednak zbyt naiwne, obniżam ocenę o jeden. Trochę się zawiodłam, co jest bardzo niegrzeczne!

            Informacje:
            Studio: Kyoto Animation
            Rok emisji: 2013
            Ilość odcinków: 12
            Gatunki: fantasy, nadprzyrodzone, komedia, romans

            Fabuła: 7/10
            Bohaterowie: 8/10
            Grafika: 9/10
            Muzyka: 7/10
            Ocena ogólna: 7/10

Mam też jedną informację: zdjęcie mojej półki dodam, jak tylko znajdę mój kabel USB XD Problemy techniczne - przepraszam ;-; xd 

4 komentarze:

  1. Udało ci się to dooglądać? Wow, ja porzuciłam po kilku odcinkach, bo wydawało mi się zbyt... nie wiem, słodkie, naiwne? xD Ale kreska rzeczywiście jest przepiękna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, naiwne. W szczególności końcówka -.- A zapowiadało się, że w końcu ktoś zrobi coś innego! ;-;
      KyoAni - nie było możliwości, żeby kreska była inna :D

      Usuń
  2. Powracam.
    *słychać werble*
    Zaczęłam to anime. Pierwszy odcinek jakoś przeżyłam, ba! Nawet wydawało mi się fajne. Ale, że ze mnie osóbka dziwna - jeśli jakieś anime jest popularne nie spodoba mi się (choć są wyjątki) - porzuciłam je, widząc pierdyliardy obrazków z nim. Po czasie powróciłam do niego, ale po to, żeby coś mnie usypiało. Tj. oglądałam je o 2 w nocy, modląc się, żeby nie było nudniejsze. I tak czeka na mojej liście ' zawieszonych '. Ogólnie nie lubię fantastyki - dam dam dam~-, ale kiedy jakieś anime jest dobre (Seirei no Morbito *.* piękne pod każdym względem + końcówka, na której się poryczałam) potrafi mi się spodobać, a nawet być jednym z moich ulubionych. To niestety nie potrafiło.
    Ale rację przyznać muszę - grafika jest piękna. Strasznie mi się podoba, chociaż wolę zostać przy bardziej abstrakcyjnych obrazkach.
    A co do muzyki... Szczerze mówiąc, nie potrafię sobie jej przypomnieć. O ile w większości zobaczonych przeze mnie anime potrafię zanucić chociażby opening tutaj nie potrafię go sobie przypomnieć. To chyba jakiś znak~
    Ocena główna jest jak dla mnie za wysoka. Mam wrażenie, że swoją dobrą opinię na Mal'u zawdzięcza Tru Łotakó, którzy widząc napływ popularności postanowili nie być gorsi. Tak samo jak z Sao. Będę nadal się upierać, że Accel World było lepsze.
    Anyway. Wybaczam brak zdjęcia półki. Z bólem, ale wybaczam ;.; (ale nadal jestem zła za blog o Fma .-.). W moim przypadku kabel usb znalazł się na klimatyzacji ( mam takie duże pudło jak w anime .3.). Do teraz nie wiem jakim sposobem.
    Ugh, mam wrażenie, że pizza, którą tata kupił chyba była zepsuta ._. Ogólnie, wyglądała dziwnie =.= Tata poprosił o pizzę z frytkami i taką mu dali - ale chyba trochę za bardzo dosłownie to wzięli.
    Cóż, mam wrażenie, że przez najbliższe dwa dni rozmawiać nie będziemy, więc życzę udanych wakacji! :3
    Bye~

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tam jestem pewna, że tak wysoka ocena na MALu, to zasługa TRÓ OTAKÓ, ale mniejsza o to xd Za wysoka jest ocena moja czy/i na MALu? XD A o SAO mi nawet nie mów - gunwo. Bardziej się tego spieprzyć chyba nie dało... Zmarnowany potencjał boli ;-;
    Ja nie mam zielonego pojęcia, gdzie mój kabel USB się szwenda, ale go znajdę! XD
    Dziękuję i tobie też życzę miłych (i długich!) wakacji :D

    OdpowiedzUsuń