poniedziałek, 22 września 2014

[10] Wzlećcie, Kruki! - Haikyuu!

            Każdy już zapewne wie, że wczoraj nasi siatkarze pokonali Brazylijczyków, tym samym odbierając im tytuł Mistrzów Świata. Jeśli ktoś nie oglądał, to na pewno przeczytał na Facebook’u, dostał SMS-a od znajomych, ewentualnie domyślił się tego, słysząc krzyki sąsiadów (ja swoich uświadomiłam razem z siostrą <3). No więc, jako że się jaram i w ogóle, postanowiłam napisać recenzję Haikyuu! – anime o siatkówce, które zakończyło się właśnie wczoraj razem z Mistrzostwami (przypadek?).
            Shoyo Hinata jest gimnazjalistą, który najbardziej na świecie lubi grać w siatkówkę, niestety nie dość, że jest niski (a jak wiadomo, w tym sporcie wzrost bardzo się liczy), to jeszcze jego szkolna drużyna do najlepszych nie należy – właściwie tylko on tak naprawdę chodzi do klubu z zamiłowania. Jednak Hinata daje z siebie wszystko, sam ćwiczy, czasami nawet z dziewczynami, jest prawdziwym zapaleńcem. A osobą, która utwierdziła go w przekonaniu, że nie trzeba być nie wiadomo jak wysokim, by stanąć na boisku podczas oficjalnego meczu, był Mały Gigant z liceum Karasuno. Shoyo widział jeden jego mecz w telewizji, ale to wystarczyło, by go zmotywować. I kiedy w końcu jego drużynie udaje się zakwalifikować do zawodów, staje przed gimnazjum Kitagawa Daiichi oraz Królem Boiska, Tobio
Kageyamą. Cóż, trudno powiedzieć, żeby szczęście im sprzyjało, ich pierwszym przeciwnikiemzostała drużyna uważana za faworyta, z geniuszem na czele. Nic więc dziwnego, że Hinata i jego koledzy przegrywają – Shoyo po zakończonym meczu staje przed Kageyamą i przyrzeka, że go pokona. Jak nie w gimnazjum, to w liceum.
            ...Tylko co, do loda wafla, Tobio robi na Sali gimnastycznej Karasuno?!
            Jak się pewnie spodziewacie, nie zaprzyjaźniają się tak od razu, a fakt, że teraz będą grać po tej samej stronie siatki niespecjalnie napawa ich entuzjazmem, szczególnie Hinatę. Ale jako że ich nowy, na pozór przemiły kapitan, Daichi, kazał im najpierw się zaprzyjaźnić, a dopiero potem przyjść z zgłoszeniem do klubu, muszą się polubić. A to takie łatwe nie jest.
            Powiem tak: Haikyuu! to chyba pierwsza sportówka, która tak bardzo mi się spodobała (i którą obejrzałam w całości, bo Kuroko no Basket czeka na wznowienie, a Diamond no Ace zaczęłam, ale trochę jeszcze minie, nim to skończę). Jest cholernie wciągająca, ciekawa, a bohaterów po prostu nie da się nie lubić – Hinata i Kageyama stanową oczywisty kontrast: jeden nieco nierozgarnięty (ale nie jest takim rasowym idiotą!), nie do końca zdaje sobie sprawę z własnego potencjału, drugi – genialny rozgrywający, z początku może się wydawać nieco zadufany
w sobie, w ogóle nie umie rozmawiać z ludźmi, ale stanowi świetny pierwiastek komediowy. Wicekapitan, Suga został moim faworytem praktycznie od razu, czego efektem jest cały folder zapchany artami z nim. No ale co ja na to mogę?! Jest przeuroczy! Potem Daichi – on akurat jest przykładem znanego motywu „nie oceniaj książki po okładce”; niby jest spokojny, miły, przyjazny… ale jak się wkurzy, to lepiej od razu wiać. Tanaka! W prawie każdym anime, mandze, książce albo filmie jest postać, która wzbudza sympatię u wszystkich widzów – w tym wypadku jest to właśnie Tanaka. Nie, nie jest uroczą ciamajdą i nie, nie jest żadnym badassem albo innym bad boyem. Jest drugoklasistą z najlepszymi minami ever. Kto widział, ten wie, o co chodzi. No i się rozbiera czasami. Mamy też Asahiego – asa naszej drużyny, który jednak pojawia się nieco później; Noyę – jest jeszcze niższy niż Hinata (tak! Shoyo wcale nie jest taki mały!), pełni rolę libero; Tsukishimę – ten z kolei jest jakimś gigantem i to niezbyt fajnym, a przynajmniej ja średnio go polubiłam z początku; Tadashi – prawdopodobnie najsłabszy z pierwszoroczniaków, muszę przyznać, że czasami widzę w nim rasowego ukesia (względem Tsukkiego). Z siatkarzy Karasuno jest jeszcze trójka drugoklasistów, których imion nie pamiętam – no, poza Chikarą Ennoshitą, ale to tylko dlatego, że ma fajne imię (tak, dobry powód nie jest zły (y)). Oprócz nich występują również Kiyoko Shimizu, śliczna menadżerka (i nie, nie jest denerwująca ani trochę), opiekun klubu, Hitoka
Yachi oraz trener, Keishin Ukai. Oczywiście na nich się nie kończy! Mamy całe mnóstwo różnych drużyn z innych szkół i to, że są postaciami pobocznymi kompletnie nic nie znaczy. Mecze są pokazane od dwóch stron, nie tylko z perspektywy Karasuno, a więc mamy szansę pozostać obiektywnymi (haha, dobre, nie? Wątpię, żeby ktokolwiek nie kibicował Hinacie i reszcie).
            Ach, i co do meczy jeszcze. Muszę wspomnieć, że drużyna protagonistów wcale nie jest nie wiadomo, jak silna, jednak ciotami też nie są. Zdarza im się przegrywać, ale przecież ciągle ćwiczą, więc siłą rzeczy, muszą mieć na koncie kilka wygranych setów. Dodatkowo napiszę jeszcze, że po obejrzeniu Haikyuu! zupełnie inaczej śledziłam mecze na Mistrzostwach – czułam się taka mądra, wiedząc, dlaczego Zatorski ma inny strój od reszty. Chociaż fakt, że w serii grają po trzy sety był bardzo mylący.
            Kreska i ogólnie strona graficzna stoją na bardzo wysokim poziomie. Wszystkie ruchy bohaterów są płynne i na wszystkie zagrania aż miło się patrzy. No i oczywiście, nie uświadczymy tutaj brzydkich osobników płci męskiej. Żeńskiej też nie. Wprawdzie można ponarzekać na wygląd postaci z profilu, ale tragedii nie ma, da się przeżyć.
            Jeśli zaś chodzi o muzykę to fajerwerków nie ma, ale jest jeden utwór, którego mogłabym
słuchać bez przerwy (TUTAJ). Soundtrack dobrze dopełnia poszczególne sceny, w szczególności mecze, jednak najczęściej po prostu wtapia się w tło. Openingi i endingi są naprawdę dobre – w pamięć zapadły mi przede wszystkim pierwsze, kolejne już niekoniecznie.
            Podczas oglądania Haikyuu! niemożliwym jest nie śmiać się. Poza tym, że to bardzo dobra sportówka, seria należy do świetnych komedii. I co chyba najważniejsze, genialnie się to ogląda. No i myślę, że anime spodoba się nie tylko dziewczynom, ale też panom – fanserwisu nie ma (nie licząc klaty Tanaki, ale ciii), podtekstów nie ma (dobra, yaoistki znajdą… okej, każdy da radę znaleźć…), a fajnych meczów nie brakuje. No i są momenty wzruszenia. Czego chcieć więcej?
            Osobiście bardzo ubolewam nad zakończeniem emisji anime i mam nadzieję, że niedługo wypuszczą drugą serię. Zresztą, mam wrażenie, że wszystko, co było do tej pory to tylko takie wprowadzenie (bardzo obszerne wprowadzenie) do tego, co będzie się działo potem. I obym się nie myliła. Naprawdę liczę na wyobraźnię Furudatego Haruichiego i liczę, że manga idzie w dobrym kierunku (znając życie, za niedługo się za nią wezmę, bo nie wytrzymam).
            No i stały punkt każdej recenzji. Czy polecam? Bardzo. I to nie tylko fanom siatkówki, laikom także powinno się Haikyuu! spodobać – dla mnie akurat ten sport jest jedynym, który naprawdę ogarniam, ale myślę, że każdy zrozumie, o co chodzi. Jest sporo wyjaśnień poszczególnych kwestii i można się dużo dowiedzieć. Tytuł idealny na rozluźnienie po ciężkim dniu szkoły. Oglądajcie!

            Informacje:
            Studio: Production I.G.
            Rok emisji: 2014
            Ilość odcinków: 25
            Gatunki: sportowy, komedia, okruchy życia

            Fabuła: 7/10
            Bohaterowie: 8/10
            Grafika: 8/10
            Muzyka: 7/10
            Ocena ogólna: 8/10

Tak, Tsu, miałaś rację. Jestem ignorantką, przykro mi :C 

sobota, 6 września 2014

[9] Proszę pani, a skąd biorą się jajka? - Silver Spoon



            Mang i anime o rolnictwie jest bardzo mało, właściwie prawie w ogóle. A autorów, którzy potrafią historię o takiej tematyce przedstawić w sposób ciekawy, przystępny dla każdego i zabawny – jeszcze mniej. Ja osobiście znam tylko jedną taką mangę i jedną taką mangakę. Oczywiście, mowa tu o znanej większości z nas Hiromu Arakawie, mojej guru, moim autorytecie i osobie, która stworzyła moją najukochańszą z najukochańszych opowieści. Właśnie ta oto pani kilka lat po zakończeniu
Fullmetal Alchemist zaczęła rysować mangę w całości poświęconą życiu na gospodarstwie. Proszę państwa, oto Silver Spoon!
           Yugo Hachiken jest świeżo upieczonym uczniem technikum rolniczego, który to złożył tam papiery tylko z jednego powodu – szkoła posiada internat. A że pragnie on znaleźć się jak najdalej od swoich rodziców (a raczej ojca), bez przemyślenia sprawy czy jakiegokolwiek zastanowienia nad tym, w co się pakuje, zdecydował się tam zdawać piekielnie trudne testy.  Jak przystało na wzorowego ucznia, udało mu się przejść i w ten sposób zaczął pozyskiwać wiedzę na temat zwierząt, gospodarstwa, jak i odbywać zajęcia praktyczne. Jednocześnie ma szansę poznać zupełnie inne życie od tego, które prowadził dotychczas – żadnych wyścigów szczurów, zero jakiegokolwiek „reżimu” ojca, aż w końcu: radość z samego chodzenia do szkoły, przebywania z ludźmi i zdobywania przyjaciół.
            …Tylko co dalej?
            Hachiken nie ma żadnych zainteresowań, pasji czy planów na przyszłość, co go bardzo martwi. Praktycznie każdy z jego kolegów ma już ściśle określone cele, których się trzyma – jeden chce zostać weterynarzem, drugi przejmie rodzinne gospodarstwo, jeszcze inny najbardziej marzy o karierze zawodowego bejsbolisty. Jednakże dzięki temu, że szkoła wymaga od uczniów uczestnictwa w wybranym przez siebie klubie, i Yugo w końcu znajduje coś, czemu może się poświęcić – jazdę konną.
            W czasie swojej nauki w technikum, Hachiken poznaje mnóstwo osób – jak na Arakawę przystało,
mamy naprawdę całą plejadę postaci i każda jest inna od reszty. Wprawdzie jeśli chodzi o wygląd bohaterów, to każdy, kto oglądał FMA zauważy pewne podobieństwa (Wait, od kiedy Armstrong uczy WF-u? I jeszcze Ling chce zostać weterynarzem! A Greed… czy on próbuje swoich sił w bejsbolu?), ale dla mnie nie jest to nic złego, choć domyślam się, że niektórym może to przeszkadzać. W każdym razie, na pewno nie trzeba się martwić o charaktery postaci, tutaj żadnych podobieństw nie uświadczymy. Hachiken jest osobnikiem o wyjątkowo miękkim sercu, który nigdy nie odmówi nikomu pomocy, najpierw myśli o innych, a dopiero potem o sobie. A przy tym nie jest ciotą, ciamajdą ani idiotą – nawet jemu zdarza się z kimś pokłócić, łeb ma nie od parady, a kiedy za coś się bierze, to porządnie. Wyjątkowo sympatyczna postać. Główną heroiną jest Aki Mikage – oczywiście, jest też obiektem westchnień Hachikena, choć trudno mówić tu o jakimś głębokim uczuciu. Póki co, w każdym razie. To ona pokazała Yuugo, czym jest jazda konna i zaprosiła go do klubu. Mamy też Ichiro Komabę, zapalonego bejsbolistę; Shinnosuke Aikawę, który chce zostać weterynarzem, ale boi się krwi; Tamako Inadę, materialistkę z krwi i kości; Keijiego Tokiwę, pełniącego rolę głównego tępaka (i plotkarza), no i profesora Nakajimę, który wygląda i gada jak budda (zdarza mu się
nawet świecić…). A to tylko niewielka część wszystkich bohaterów, ale żeby ich poznać, sami zajrzyjcie do mangi lub włączcie sobie anime.
            Trudno mówić o jakimkolwiek artyzmie w Silver Spoonie, rysunki Arakawy nie są piękne, ale solidnie zrobione – i owszem. Tła są obecne prawie cały czas, zawsze wiemy, gdzie znajdują się bohaterowie, a wszystkie maszyny, narzędzia narysowane zostały z największą dokładnością. Nie wolno zapomnieć o zwierzętach, skoro są one tutaj niezwykle ważnym elementem: świetnie i w miarę realistycznie przedstawione. Tak uroczych świnek, jakie występują w tej mandze, nie znajdziecie nigdzie indziej, słowo!
            Anime jest naprawdę dobrą adaptacją pierwowzoru i ogląda się je z niemałą przyjemnością. Żywe kolory, idealnie dobrani seiyuu (uwielbiam głos Hachikena! Ryohei Kimura wspaniale wywiązał się ze swojego zadania), animacja na naprawdę wysokim poziome, aż w końcu – stuprocentowa zgodność z mangą. Obie jedenastoodcinkowe serie utrzymują równy poziom, ani na chwilę nie nudząc, a więc fakt, że inaczej je oceniłam nie jest spowodowany jakimiś błędami, a moimi osobistymi uczuciami związanymi z oglądanymi akurat wydarzeniami – druga część po prostu wywołała u mnie więcej emocji. Arakawa po raz kolejny pokazała klasę, a Silver Spoon jest
koronnym przykładem tego, że nie trzeba uśmiercać postaci, by było dramatycznie i smutno.
            Muzyka jest przyjemna dla ucha i świetnie oddaje klimat historii – wesoły, ciepły, a czasami nieco bardziej melancholijny. Openingi i endingi bardzo przypadły mi do gustu, w większości mają one teksty idealnie pasujące do anime (taka ciekawostka: ending do pierwszej serii stworzyło Sukima Switch – ten sam zespół, który był odpowiedzialny za trzeci opening FMA: Brotherhood). Moim faworytem jednak pozostało Oto no Naru Hou e od Goose House.
            Silver Spoon to przede wszystkim wspaniała komedia. Żarty nie opierają się na zboczeństwach (jak to wygląda na przykład w Fairy Tail), a raczej niewiedzy Hachikena, tudzież głupocie Tokiwy. Ewentualnie zawsze można pośmiać się z pewnych szkolnych ploteczek.
            Największym minusem zarówno mangi, jak i anime jest troszkę zbyt filozoficzne podejście do sprawy jedzenia zwierząt – jak zjeść coś, co jeszcze niedawno było żywe? Jest to trochę infantylny sposób myślenia, tym bardziej, że jakby nie było, Hachiken jest już prawie dorosły. Ja rozumiem, miastowy, niewiele w tej materii ma doświadczenia, ale mimo wszystko, całe życie jadł mięso, wiedząc, że to było wcześniej zwierzątko, prawda? Na szczęście, jest to zaledwie jeden epizod z niezwykle barwnego życia Hachikena, więc nie przeszkadza w pozytywnym odbiorze całości.
            Za przetłumaczenie Silver Spoona na nasz rodzimy język odpowiada Waneko, a więc, jak się
zapewne spodziewacie, mamy do czynienia z bardzo dobrym wydaniem – powiększony format, obwoluta i świetny przekład Janka „Jonasa” Świderskiego oraz Aleksandry Kulińskiej. Idealnie oddali komediowe sceny. Chociaż najbardziej współczuję im pracy nad wszelkiej maści specjalistycznymi gadkami (chociażby wykład Inady na temat zdrowej żywności w pierwszym tomie) – na pewno spędzali nad tym mnóstwo czasu i wyszło im to co najmniej zarąbiście.
            Hiromu Arakawa wychowała się na farmie mlecznej, a więc naprawdę jest obeznana w temacie. Co ważniejsze – umie przekazać całą tę wiedzę ciekawie i śmiesznie. Wprawdzie, dla mnie to nie żadna tajemnica, skąd biorą się jajka, bo tak się złożyło, że moja babcia ma gospodarstwo, ale jeśli ktoś jest ciekawy, jak to z tym jest, Tokiwa na pewno chętnie wyjaśni Wam różnicę pomiędzy kloaką a odbytem. A gdyby ktoś był ciekawy, jak dorasta ser, tu z kolei pomoże mu Yoshino. Wciąż nie? To może chcecie się dowiedzieć, jak wyglądają wyścigi ban’ei? Mikage naprawdę zna się na rzeczy! No chyba, że coś z weterynarii…? Aikawa może trochę poopowiadać…
            Jak widzicie, tematów, które obejmuje ta manga jest od groma i trudno mi je wszystkie wymienić. Myślę, że każdy znajdzie coś, co go zaciekawi i daję gwarancję, że nikt nie obejrzy całego anime ani nie przeczyta mangi z pokerface’em. To w końcu Arakawa!
            No i wyszła mi laurka… Ale chyba nikt nie spodziewał się, że w jakiś sposób skrytykuję moją ulubioną mangakę. Dla mnie manga zasługuje na dziewiątkę, zaś pierwsza i druga seria anime – odpowiednio osiem i dziewięć.


            MANGA
            Informacje:
            Autor: Hiromu Arakawa
            Wydawnictwo PL: Waneko
            Rok wydania: 2013-? (PL) 2011-? (JP)
            Ilość tomów: 13+
            Gatunki: komedia, okruchy życia, dramat

            Fabuła: 9/10
            Bohaterowie: 9/10
            Grafika: 8/10
            Ocena ogólna: 9/10  

            ANIME
            Informacje:
            Studio: A-1 Pictures
            Rok emisji: 2013/2014
            Ilość odcinków: 2 serie 11-odcinkowe
            Gatunki: komedia, okruchy życia, dramat

            Fabuła: 9/10
            Bohaterowie: 9/10
            Grafika: 8/10
            Muzyka: 8/10
            Ocena ogólna: 8/10 (seria 1.) 9/10 (seria 2.)



Szkoła trwa już tydzień, cały zastęp uczniów pogrążyła się w żałobie za wakacjami... Ale spokojnie! Jeszcze tylko trzydzieści sześć poniedziałków! (A przynajmniej tak wyliczyła moja nauczycielka WOKu xD)