wtorek, 17 czerwca 2014

[2] "Bo ciągle mogę to robić" - Boku no Ita Jikan

         ALS (stwardnienie zanikowe boczne) to choroba polegająca na stopniowym zwiotczeniu mięśni, od kończyn aż po układ oddechowy, która, od trzech do pięciu lat po wystąpieniu pierwszych objawów, prowadzi do śmierci. Jak dotąd nie znaleziono na nią leku, ale jest możliwość przeżycia wielu lat dzięki wentylatorowi, który zastępuje choremu układ oddechowy. Jego jedynym, ale bardzo poważnym minusem jest to, że będąc podłączonym do tego urządzenia, można się komunikować ze światem zewnętrznym tylko za pomocą komputera.
            Sawada Takuto jest studentem, który mimo usilnych starań nie potrafi znaleźć pracy. Po tym, jak zbuntował się przeciwko swoim rodzicom i nie poszedł na medycynę, jak oni tego chcieli, został zepchnięty na „dalszy plan” na rzecz swojego młodszego brata – Rikuto. On sam nie stara się tego w żaden sposób zmienić, mimo że bardzo pragnie uwagi matki. Kiedy nagle dowiaduje się, że jest chory na ALS, stara się zmienić swoje dotychczasowe życie na lepsze. W końcu zaczyna żyć tak, jak naprawdę chce, nie udając nikogo.
            Kiedy pierwszy raz natknęłam się na tę dramę przeglądając Facebook’a czy Tumblr’a, byłam przekonana, że to komedia, a do bliższego zapoznania się z jej fabułą zachęciły mnie te oto screeny.
Ci, którzy mnie znają wiedzą, że widok Edka działa na mnie niczym magnes. Jest Ed – Ushio obowiązkowo ogląda! Nawet jeśli pojawia się tylko w formie figurki.
           Ale – uwaga – mimo poważnej, ciężkiej tematyki, Boku no Ita Jikan to także komedia! I naprawdę nie żartuję. No dobra, może nie w pełnym tego słowa znaczeniu, ale zapewniam, że oglądając to, niejednokrotnie się zaśmiałam (Rikuto jest wbrew pozorom przezabawną postacią, dajcie mu szansę – on potrzebuje tylko czasu!). Dodatkowo, to chyba pierwsza japońska drama, w której spotkałam się z tak
wieloma rozmowami o seksie, co swoją drogą też stanowi pierwiastek komediowy – tym razem Mamoru i Hina, wierni fani FMA (za co z marszu ich pokochałam – jak ja ich rozumiem!), wiedli w tej sprawie główny prym. Ale nie jest to głupawa komedia w stylu amerykańskim, o to się nie trzeba martwić. Jest to serial zrobiony z niezwykłym wyczuciem i smakiem. Autorzy nie próbują nam na siłę wciskać cebuli do oczu ani pokazywać, jaki to Takuto jest biedny, a świat taki zły i okrutny. Zamiast tego mamy szansę zobaczyć, jak choroba jest w stanie odmienić człowieka na lepsze i że można być szczęśliwym, nawet nie będąc w pełni sprawnym.
            Takuto, mimo że jest postacią fikcyjną, pokazuje swoim postępowaniem, że nie warto tracić ani chwili, nawet sekundy swojego życia. I że dobrze jest mieć jakiś cel w życiu, nieważne czy będzie to tylko jeden, czy kilkadziesiąt – ważne, żeby dążyć do niego. Nie poddawać się i walczyć. Takuto z każdym kolejnym objawem choroby tracił możliwość robienia czegoś, a więc ciągle tracił i znajdował swoje nowe marzenia. „Bo ciągle może to robić”.
            Bohaterowie są ogólnie ciekawi, realistyczni, z dobrze zarysowanymi charakterami. Na wszystko reagują naturalnie, parę razy przyłapałam się na myślach typu: „Ja bym pewnie zrobiła tak samo”. Megumi, główna postać żeńska nie denerwuje swoim zachowaniem, nie jest też schematyczna (aż tak) i da się ją polubić. Do Shigeyukiego – to właściwie rywal Takuto – także można pałać sympatią, bo poza tym, że próbuje odbić głównemu bohaterowi dziewczynę, jest w gruncie rzeczy dobrym człowiekiem. Mamoru –
najlepszy przyjaciel Takuto i Hina – najlepsza przyjaciółka Megumi – są z kolei postaciami, których nie sposób nie lubić. Wprowadzają oni sporo humoru, co jednak nie oznacza, że nie potrafią być poważni. Im także bardzo zależy na Takuto i życzą mu jak najlepiej. Starają się mu pomóc, jak tylko mogą, ale nie litują się nad nim, traktują go jak normalnego człowieka – bo przecież nim jest. Jeśli zaś chodzi o najbliższą rodzinę Takuto, to uczucia co do nich miałam mieszane, a już na pewno na początku. Rikuto jest obcesowy, momentami wręcz niemiły, kompletnie nie ma taktu, ale zostaje to później wyjaśnione. I uwierzcie mi, on nie jest paniczykiem bez problemów, który myśli, za przeproszeniem, tylko o swojej dupie. Z każdym kolejnym odcinkiem jest coraz lepszy, za sprawą Takuto zresztą. Ich matka… no cóż, jej długo nie byłam w stanie strawić. Po pierwsze, do teraz nie potrafię zrozumieć jej toku myślenia. Nie potrafię zrozumieć, jak mogła tak olać własne dziecko, bo postanowiło ono żyć jak chce. Podobnie jest z ojcem chłopaków – to taki typowy, surowy pan domu, który nie toleruje sprzeciwiania się zasadom. Chociaż pokaże też, że jego serce nie jest tylko mięśniem, które pompuje krew, a oczy nie wyschły jeszcze na wiór.
            Bohaterowie są dynamiczni, przechodzą liczne zmiany, najczęściej dzięki Takuto, który też nie pozostaje przez całą dramę taki sam. W serialu mamy pokazanych skrajnie różnych ludzi, z zupełnie odmiennymi sposobami na życie, których jednak łączy jedna cecha – dobroć. Można to uznać za naiwność;
właściwie nie wierzę, żeby kompletnie nikt nie był źle nastawiony do Takuto, chociażby w jego pracy. Bo, niestety, zawsze znajdzie się chociaż jedna osoba, która będzie uważała taką osobę za ciężar. Chociaż z drugiej strony fakt, że pokazali ludzi życzliwych i przyjaznych pomaga wierzyć, że ciągle są tacy, którym zależy na drugim człowieku. A to już jest piękne.
            Haruma Miura wprost genialnie zagrał głównego bohatera. Nie było tam żadnej sztuczności czy patosu, z czym często można się spotkać w japońskich dramach. Miura wspaniale ukazał uczucia Takuto, jego dylematy, rozterki, problemy i – co ważniejsze – jego ogromną wolę życia, korzystania z niego. Po którymś odcinku sam jego uśmiech zaczął mnie doprowadzać do łez.
            Reszta aktorów, to jest Mikako Tabe (Megumi), Takumi Saito (Shigeyuki), Shunsuke Kazama (Mamoru), Mizuki Yamamoto (Hina), Shuhei Nomura (Rikuto) również widocznie dali z siebie wszystko. Wprawdzie nie mieli oni tak trudnego zadania jak Miura, bohaterowie, w których się wcielili nie są tak złożeni, ale swoją pracę wykonali koncertowo i za to powinni dostać jakiś medal. Z wyżej wymienionych polubiłam najbardziej Kazamę, który odpowiednio rozluźnił atmosferę, kiedy było trzeba – jego miny są mistrzowskie! A w duecie z Hiną to już w ogóle jest poezja.
            Muzyka nie wyróżniała się niczym nadzwyczajnym. Oglądałam Boku no Ita Jikan z dwa miesiące temu i nie potrafię sobie przypomnieć ani jednej melodii, która tam występowała. Zapamiętałam za to bardzo dobrze tykanie zegara – świetny pomysł, naprawdę. Dawał on poczucie nieubłaganie przemijającego czasu, co sprawiało, że wszystko stawało się jeszcze dramatyczniejsze.
Boku no Ita Jikan jest dramą wartą uwagi, nie tylko ze względu na tematykę, jaką porusza. Jak się można spodziewać, silnie oddziałuje na emocje (a już na pewno w moim przypadku) i skłania do pewnych przemyśleń. Oczywiście płakałam często i to bardzo – szczerze powiedziawszy, nie jestem pewna, czy obejrzałam coś, co wycisnęło ze mnie więcej łez. W każdym razie, ilość chusteczek, które zużyłam jest przeogromna. Wprawdzie moim numerem jeden wśród dram niezmiennie pozostaje Litr Łez, aczkolwiek Boku no Ita Jikan niewiele brakuje do postawienia go na równi z historią Ayi.

Informacje:
Produkcja: Hashimoto Fumi, Emori Hiroko, Motomura Tsuguhiro
Reżyseria: Hayama Hiroki, Joho Hidenori
Scenariusz: Hashibe Atsuko
Rok emisji: 2014
Ilość odcinków: 11 (po godzinie każdy)
Gatunki: dramat, okruchy życia

Fabuła: 10/10
Bohaterowie: 8/10
Gra aktorska: 9/10
Muzyka: 6/10
Ocena ogólna: 9/10


2 komentarze:

  1. Doberek.
    Wpadłam tu, na chwilkę, po co dowiesz się zaraz, i zauważyłam, że ni ma komentarzy. Skandal, rzecz jasna, więc postanowiłam coś tam naskrobać.
    Więc z bólem wyłączyłam 1 opening Fma:b (który nawiasem mówiąc, jest moim ulubionym), co by lepiej lekturę przeczytać.
    Powiem tak: zachęciłaś mnie. Nawet bardzo. Jestem w stanie przestać pisać komentarz i wyszukać tytułu u wujka Google, ale nie. Wiem, że nie będę potrafiła tego skończyć ._. A szkoda, żeby tak zakończyć żywot tej dramy, ne?
    Swoją drogą, kiedy czytałam tytuł 'Boku...', sądziłam, że chodzi o Bokura ga ita i chciałam już wyłączyć, ale coś mnie ruszyło, aby dokończyć. Jestem zrozpaczona z tego powodu, bo do końca życia (No dobra, może wakacji. Chociaż w zasadzie to też można uznać za koniec życia. Anyway.) będę miała wyrzuty sumienia, że nie zobaczyłam takiej perełki - bo po opisie, za ową uznałam.
    Ale. Chcę pochwalić szablon, pani Tsuki ładnie go zrobiła .3. Tyle, że rysunek Niziolka troszku wchodzi na tekst i muszę manewrować, aby linijkę odczytać. Jakimś wielkim kłopotem to nie jest, bo czasami wchodzę tu tylko, żeby się tym pobawić (tia... xD), ale może być ciut problematyczne. Ale grzechem by było na to narzekać bo szablonik piękny. Nie wiem czemu, ale nasunęło mi się stwierdzenie 'Równorzędna wymiana'. Cóż, można tak uznać.
    I właśnie. Przejechałam wzrokiem raz kolejny po bloczku tekstu, co by się upewnić, że o niczym nie zapomniałam. I jak to ja - po zdaniu ' Silnie oddziałuje na emocje' coraz bardziej mam ochotę to przeczytać. Uwielbiam wszystkie dzieła, które w jakikolwiek sposób mnie poruszą, i tylko takie szczycą się mianem ulubionych - w moim przypadku. ( za bardzo przyzwyczaiłam się do pisania na komórce i zastanawiałam się czemu jak kliknęłam dwa razy spację nie pojawiła się kropką ._.') Chociaż ja bardzo często płaczę .,. (Wiesz, nie każdy potrafi popłakać się na Special a! ;-;) Anyway. Napisałam co chciałam... Albo nie. Chciałam prosić o zdjęcie półeczki (tia, bardzo lubię na nie patrzeć >.<) i spytać. Mianowicie: mam zamiar kupić Fma i nie wiem czy warto... Spodziewam się nawału miłości do tego tytułu, ale prosiłabym o 'odstawienie' miłości .-.
    Bye~

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że cię zachęciłam! :D Boku no Ita Jikan jest perełką, zapewniam :3
    Co do szablonu - żeby nasz Edziu nie wchodził ci w paradę podczas czytania, wciśnij ctr+ ^^
    I uwierz mi, ja też strasznie często płaczę, przeżywam wszystko itd xd Chociaż, przyznam, że na Special A to się raczej śmiałam xD
    Zdjęcie półeczki wstawię za niedługo do zakładki "Moja półka" :3 A co do mangi FMA. Dobra, odstawiam miłość, patrzę obiektywnie (a przynajmniej staram się xd): no moim zdaniem warto, bo jeden z najlepszych shounenów ever xd Plus, tłumaczenie Dybały - osobiście jestem fanką jego przekładów, więc dla mnie to jest wielka zaleta :D No i anime troszkę się różni od mangi, więc warto o nią zahaczyć chociażby z tego powodu ^^
    No, ja nie żałuję, ciągle do tego zaglądam i wgl xd

    Dziękuję za komentarz! *w* I to taki długi~ :3

    OdpowiedzUsuń