To, że od początku Zankyou no Terror było moim faworytem
już wiecie – tematyka terrorystów jest podejmowana w anime niezwykle rzadko, co
już na starcie stawiało ten tytuł ponad inne w sezonie letnim. I nie było to
jedynie moje zdanie; po pierwszym odcinku większość zaczęła wiązać z tą serią
niemałe nadzieje, jednak po kilku tygodniach zdania się podzieliły: jedni uważają
ZnT za najlepsze anime nie tyle sezonu, co roku, inni zaś – za największe
rozczarowanie roku.
Pluton (łac. Plutonium) to radioaktywny
metal, wykorzystywany w energetyce jądrowej. Nawet najmniejsza ilość tego
pierwiastka jest zabójcza dla człowieka, zaś kilogram plutonu może wyzwolić
taką energię jak wybuch 20 tys. ton trotylu (materiał wybuchowy). Nie brzmi to
zbyt
optymistycznie, prawda? A teraz pomyślcie, co by się stało, gdyby taki
właśnie metal skradziono z fabryki zajmującej się różnymi radioaktywnymi
sprawami. Na pewno nic dobrego. A właśnie od takiego wydarzenia rozpoczyna się Zankyou no Terror. Odpowiedzialni za tę
kradzież pozostawiają jedną wiadomość – VON.
Jakiś czas po tym zdarzeniu dochodzi
do kolejnego incydentu, tym razem jest on jednak o wiele bardziej widowiskowy i
raczej trudno ukryć go przed ludźmi – Tokyo Tower zostaje kompletnie zniszczone
w wyniku ataku terrorystycznego. Dla policji jedyną wskazówką zdaje się być
filmik zamieszczony w internecie przez dwóch chłopaków w maskach, nazywających
siebie Sfinksami. Zadają oni śledczym zagadkę, rozwiązania której podejmuje się
tylko były detektyw, Shibazaki.
Anonimowość chłopaków nie trwa
jednak zbyt długo. Wkrótce po pierwszej akcji natyka się na nich najmniej
powołana osoba. Lisa Mishima, licealistka, nad którą znęcają się rówieśniczki, zobaczyła
w terrorystach kolegów ze szkoły. Nine i Twelve stawiają przed nią ultimatum –
przyłącza się do nich albo ginie w wybuchu wieży. Odpowiedź Lisy jest chyba dla
wszystkich oczywista.
W tym miejscu mogę zapewnić, że to
jedynie zalążek, prolog całej fabuły, a wszystkie
motywy, jakimi kierują się
nasi bohaterowie i ich cele są bardzo niejasne. Poszczególne kwestie stopniowo
się wyjaśniają, wprawiając widza w coraz większe osłupienie, dochodzą kolejne
postaci, kilka zwrotów akcji. Niektórzy mogą pomyśleć, że jedenaście odcinków
to za mało na coś takiego, ja tymczasem uważam, że taka ilość czasu jest w
zupełności wystarczająca – Shinichiro Watanabe miał zaplanowaną całą fabułę od
początku do końca, dlatego też nie uświadczymy tu żadnych niedokończonych
spraw.
Bohaterowie są nieziemsko ciekawi i
wcale nie tacy, na jakich wyglądają w pierwszym odcinku. Pisałam w przeglądzie
anime z sezonu letniego, że Twelve ma w sobie coś z psychopaty – po obejrzeniu
całości, odwołuję to stwierdzenie. I wcale nie znaczy to, że ta postać
pogorszyła się wraz z rozwojem akcji: wręcz przeciwnie – nabrał głębi i zyskał
ode mnie jeszcze więcej sympatii. Choć pewnie znajdą się osoby, którym
niespecjalnie się to podoba. Nine zaś
nie sprawia wrażenia miłego czy
przyjacielskiego, jednak jest intrygujący i równie tajemniczy – jeśli nie
bardziej – co Twelve. Inteligentny, można się nawet pokusić o nazwanie go „geniuszem”.
To on konstruuje bomby jako Sfinks. Obaj mają niezbyt ciekawą przeszłość, która
pozostaje tajemnicą prawie do końca serii, a jej rozwiązanie jest przełomowe.
Następna jest Lisa – ona akurat wypada nie mniej, co bardziej blado na tle
Sfinksów. Nieporadna, wiecznie niezdecydowana, nie potrafi się nikomu postawić
albo chociaż się obronić. Tak właśnie wygląda główna heroina Zankyou no Terror. W moim odczuciu jest
to postać, której się nie cierpi albo jest po prostu obojętna – mnie nie
irytowała aż tak, można powiedzieć, że nawet zdobyła trochę mojej sympatii, ale
nic poza tym (inna sprawa, że ponad 90% postaci, z którymi się zetknęłam mnie
nie denerwują – jestem naprawdę bardzo tolerancyjna). Shibazaki – główny, można
by powiedzieć antagonista, chociaż należy do „tych dobrych”, jest równie
ciekawym bohaterem, co nasi terroryści. Sympatyczny i, tak jak większość osobników
tutaj, bardzo inteligentny. To on bierze na swoje barki rozwiązanie wszystkich
zagadek, zadawanych przez Nine’a i Twelve, ale nie tylko. Jego śledztwo sięga o
wiele głębiej i to on właśnie odpowiada na wszystkie pytania, które stawia
sobie widz. No i w końcu – Five. Druga ważna kobieta, która również nie zdobyła
wielu pochlebnych opinii. Jest ona jednak o wiele bardziej złożoną postacią od
Lisy i, jak widać po jej „imieniu”, ma coś wspólnego z Nine’em i Twelve'em.
Myślę, że nie trzeba nic dodawać: jak
widać, bohaterowie mają dobrze zarysowane charaktery (poza Lisą).
Grafika – to jest istne cudo, które
widać dosłownie na każdym kroku. Projekty postaci, tła, animacja. Wszystko!
Naprawdę polecam oglądać Zankyou no
Terror w jak największej rozdzielczości – naprawdę jest różnica. Nie ma
żadnych, nawet najmniejszych uchybień; już sama strona techniczna zachęca do
obejrzenia.
Muzyka – kolejna mocna strona tego
anime. Yoko Kanno naprawdę wspaniale się spisała, komponując utwory, idealnie pasujące
do tematyki i klimatu Zankyou no Terror.
Uwielbiam każdy soundtrack z osobna i jestem w stanie słuchać ich na okrągło.
Opening uważam za najlepszy ze wszystkich, które zaprezentowały nam serie z
tego sezonu. Co więcej, pierwszy raz spotkałam się z piosenkami w języku
islandzkim w anime. Tak, dokładnie, islandzkim. Intrygujące, prawda? A co
ważniejsze – ma to ścisły związek z fabułą serii. Jedna piosenka jest w stanie
doprowadzić mnie do łez przez swój tekst. Coś pięknego.
Zdaję sobie sprawę, że moja ocena
może być (ale nie musi!) nieco zawyżona z tego względu, że od początku byłam do
tego tytułu entuzjastycznie nastawiona i ciężko mi wychwycić jakiekolwiek błędy
(moim zdaniem ich nie ma, naprawdę nie rozumiem, co się tym wszystkim hejterom
nie podoba i dlaczego uważają ZnT za rozczarowanie). Dla mnie to wciąż seria,
którą określenie „świetna” to zdecydowanie zbyt mało. To jedno z niewielu anime,
przy których serce dosłownie mocniej mi zabiło w pewnym momencie – budowanie napięcia
level hard. Gorąco polecam!
Informacje:
Studio: FUNimation Etertainment
Rok
emisji: 2014
Ilość
odcinków: 11
Gatunki: thriller, psychologiczny,
dramat
Fabuła: 10/10
Bohaterowie: 9/10
Grafika: 10/10
Muzyka: 10/10
Ocena
ogólna: 9/10
Trochę się zastanawiałam, czy zacząć od hejtów, czy ołtarzyków, ale ostatecznie padło na ołtarzyk xd Tak, kocham to ♥ xd
I błagam Was nie oglądajcie pierwszego odcinak ZnT po polsku! A tym bardziej nie na shindenie (jak zobaczycie, że "upload tylko dla Shinden" od razu wyłączajcie) - tłumacze zwalili sprawę i przetłumaczyli coś, co do samego końca anime powinno zostać niewyjaśnione. To Wam naprawdę zniszczy cały seans.
I błagam Was nie oglądajcie pierwszego odcinak ZnT po polsku! A tym bardziej nie na shindenie (jak zobaczycie, że "upload tylko dla Shinden" od razu wyłączajcie) - tłumacze zwalili sprawę i przetłumaczyli coś, co do samego końca anime powinno zostać niewyjaśnione. To Wam naprawdę zniszczy cały seans.
Cieszę się, że obejrzałam początek pierwszego odcinka jeszcze raz - tym razem po pl - i mogę Was teraz ostrzec m(_ _)m