Jak wiecie, ponad dwa tygodnie temu
wróciłam z trzynastodniowego obozu w klimatach japońskich. Obiecałam Wam
relację, więc jest!
Zacznijmy może od miejsca, w którym
mieścił się obóz – malownicze zadupie miasteczko w Dusznik Zdrój,
położone na Śląsku Dolnym. Górskie krajobrazy są naprawdę cudowne (mówi to
osoba, która mieszka w górach od piętnastu lat i nie lubi chodzić po górach), a
i można powiedzieć, że Zieleniec to taka trochę magiczna mieścina – ludzi
innych niż obozowiczów było… no, niewielu, a więc można było momentami odnieść
wrażenie, że jesteśmy tu zupełnie sami, a jak dodać do tego mgłę/chmurę to już
w ogóle klimat nie z tej ziemi (w sumie idealny, żeby pobawić się w horrory
(y)). Nadmienię, że w sezonie zimowym, zjeżdżają się do Zieleńca wszelkiej
maści narciarze.
Pierwszego dnia, kiedy już się
zakwaterowaliśmy i zjedliśmy obiadokolację, mieliśmy małą grę integracyjną –
przedstawienie się, przypomnienie sobie pokemona, którego imię zaczyna się na
tę samą literę, co moje i pokazanie jakiś jego gest. I potem powtórzenie trzech
poprzednich osób. Wprawdzie nie zapamiętałam przez to nawet połowy obozu, ale
co tam – było zabawnie! Następnie opiekunowie puścili nam film Księżniczka i Pilot… Co ja mówię! To Księżniczka i Mr Remote Control, czyli
tłumaczenie by Google Translate. Nieźle się uśmialiśmy z „Księcia Żartu” i
„Króla Oczekujących”, no i dla mnie nie istnieje już wyrażenie: „A w mordę
chcesz?”. Nie, teraz jest tylko: „Chcesz w oblicze?!”. Chociaż i tak obozową
frazą pozostało „Data rada” – no bo po co mówić poprawnie?
Zajęcia mieliśmy naprawdę bardzo
zróżnicowane: od zajęć z historii i kultury Japonii, przez kulinaria i rysunek,
po UltraStar i DDR. Jednym słowem: wszystko.
Nasz standardowy dzień wyglądał następująco:
9:00
Śniadanie
10:00/10:30
Pierwszy slot (2-3 zajęcia)
13:45
Obiad
15:00
Drugi slot (2-3 zajęcia)
19:00
Kolacja
20:30
Trzeci slot (najczęściej wspólne oglądanie anime)
Cisza
nocna – tajemnica :P
Trudno powiedzieć, że się
wysypialiśmy, ale chyba nikt nie oczekiwał, że będzie spał wystarczająco dużo,
będąc na obozie. Za to każdy mógł być stuprocentowo pewny, że nie będzie się
nudził na zajęciach – wiadomo, nie wszystkich interesują te same strony Japonii
(których, jak wiemy, jest od groma) i właśnie dlatego mieliśmy tak zróżnicowane
zajęcia. Ja osobiście najbardziej wyczekiwałam historii i mitologii japońskich,
których niestety było najmniej. Jednak to w żadnym wypadku nie znaczy, że się
nudziłam na innych zajęciach! Z „tradycyjnych” zajęć mieliśmy jeszcze spotkanie
herbaciane – okazja do napicia się najprawdziwszej matchy nie trafia się
często. (I też nie wszystkim smakuje, ale cii…) Ubieraliśmy się też w
kimona/hakamy, próbowaliśmy kaligrafować – uwierzcie mi, to jest w cholerę
trudne, ale i zajmujące.
Najwięcej mieliśmy chyba zajęć z
rysunku: wszyscy mogli się podszkolić, nauczyć podstaw czy wysłuchać opinii na
temat swoich prac. Już na samym początku ogłoszono dwa konkursy: na najlepszy
one-shot i najlepszy art, tak więc większość z nas na zajęciach głównie
pracowała nad swoimi pracami konkursowymi. Mnie po praz pierwszy w życiu udało
się narysować faceta, który nie wygląda jak kobieta albo Armin. Jest progres!
Wspomnę jeszcze, że ci, którzy
zdecydowali się stworzyć komiks, dostali do wykorzystania papier mangowy prosto
z Japonii.
Na zajęciach kulinarnych robiliśmy
onigiri, każdy według własnej koncepcji – z śliwką umeboshi, nadzieniem słonym
albo słodkim. Oczywiście, nie mogło też zabraknąć glonów nori (nie polecam jeść
ich samych, btw.). Udało nam się także zrobić pyszne domowe pocky z zieloną
herbatą, a także dango! Przy okazji, podzielę się z wami pewnym filmikiem,
którym nasza kochana kadra postanowiła nam zniszczyć mózgi. Będę wredna, a co
tam ♥ KLIKNIJ TU, WIEM, ŻE TEGO CHCESZ
W naszym jakże napiętym grafiku
znalazł się także czas na zajęcia na świeżym powietrzu: najpierw iaido –
tradycyjna metoda walki, którą później wykorzystaliśmy w Bitwie Kartonowych
Samurajów. O tak, była jatka! Stanowiliśmy naprawdę piękne tło dla pewnej pary,
która akurat brała ślub (bo pole, na którym się napierdzielaliśmy na otulinowe
miecze przypadkiem znajdowało się przed kościołem…). I nawet objawił nam się
Jezus!
Dodatkową „atrakcją” na świeżym
powietrzu była też wycieczka do Dusznik… Wszyscy, którzy to przeżyli wiedzą, że
to żaden wysiłek! …Dla tych, którzy zostają w Zieleńcu (w tym roku mi się
poszczęściło ♥).
Prawie co wieczór oglądaliśmy jakieś
anime: zaczęliśmy m.in. Bakumana i Haikyuu!!, obejrzeliśmy Danshi Koukousei no Nichijou, film
pełnometrażowy The Wind Rises od
Ghbili, po którym większość miało feelsy oraz na początku wspomniane Księżniczka i Mr Remote Control, czyli Toaru Hikuushi e no Tsuioku. A kiedy nie
oglądaliśmy, to śpiewaliśmy na UltraStarze albo skakaliśmy w DDR. Ewentualnie
wcielaliśmy się akurat w przypisaną nam w LARP-ie postać.
A no właśnie, LARP. Bardzo ciekawa
sprawa, wiecie? Dostaliśmy na początku ankietę, jaka postać najbardziej by nam
pasowała i cóż, mimo że zaznaczyłam, że chcę być tylko kimś wspomagającym i
raczej dyplomatycznym, zostałam wysoko postawioną hatamoto, która ma pod sobą
dwie armie z jednym ważnym celem: zaciukać pewną hazardzistkę. Niezbyt
dyplomatycznie, ale interesująco. Genialnie się przy tym bawiłam i aż żal, że
trwało to tak krótko.
Warto dodać, że znaleźliśmy też czas
na lekcje śpiewu – za cel obraliśmy sobie opanować pierwszy opening Mirai Nikki z podziałem na głosy.
Nieskromnie muszę przyznać, że wyszło nam to zajedwabiście ♥ A na sam koniec obozu mieliśmy cosplay. Były różne postaci: Mello z Death Note, Zoro z One Piece, Jean z Shingeki no Kyojin, a nawet LADY SZKIELETOR Z He-mana.
Ogólnie cały pensjonat dzieliliśmy z
obozem RPG. Ciągle się mijaliśmy, więc trudno było nam nawiązać ze sobą kontakt
– jedynymi okazjami na to były ogniska. No i mimo pewnych małych spięć między
moimi znajomymi a fantastami, muszę przyznać, że bardzo fajnie się z nimi
rozmawia.
Tak więc: czy jestem zadowolona z
Obozu Otaku? Oczywiście, że tak! Bez wątpienia w przyszłym roku także pojadę do
Zieleńca na te trzynaście dni, by znowu spotkać się ze znajomymi i poznać
nowych mangowców. I może tym razem nie dowiem się smutnego faktu, że oglądam
anime, których nikt inny nie zna :c W każdym razie: szczerze polecam Wam
wybranie się na taki obóz – ja byłam już dwa razy i na tym na pewno się nie
skończy. Może spotkamy się na trzecim turnusie :3
Ostatnio zaopatrzyłam się w całkiem sporą ilość mang - głównie są to najnowsze tomy serii, z którymi jestem na bieżąco, ale także pewien tytuł, który ujawnię dopiero wraz z recenzją xd Tsuki już wie, o co chodzi, nie? xd