Każdy już zapewne wie, że wczoraj
nasi siatkarze pokonali Brazylijczyków, tym samym odbierając im tytuł Mistrzów
Świata. Jeśli ktoś nie oglądał, to na pewno przeczytał na Facebook’u, dostał
SMS-a od znajomych, ewentualnie domyślił się tego, słysząc krzyki sąsiadów (ja
swoich uświadomiłam razem z siostrą <3). No więc, jako że się jaram i w
ogóle, postanowiłam napisać recenzję Haikyuu!
– anime o siatkówce, które zakończyło się właśnie wczoraj razem z Mistrzostwami
(przypadek?).
Shoyo Hinata jest gimnazjalistą,
który najbardziej na świecie lubi grać w siatkówkę, niestety nie dość, że jest
niski (a jak wiadomo, w tym sporcie wzrost bardzo się liczy), to jeszcze jego
szkolna drużyna do najlepszych nie należy – właściwie tylko on tak naprawdę
chodzi do klubu z zamiłowania. Jednak Hinata daje z siebie wszystko, sam
ćwiczy, czasami nawet z dziewczynami, jest prawdziwym zapaleńcem. A osobą,
która utwierdziła go w przekonaniu, że nie trzeba być nie wiadomo jak wysokim,
by stanąć na boisku podczas oficjalnego meczu, był Mały Gigant z liceum
Karasuno. Shoyo widział jeden jego mecz w telewizji, ale to wystarczyło, by go
zmotywować. I kiedy w końcu jego drużynie udaje się zakwalifikować do zawodów,
staje przed gimnazjum Kitagawa Daiichi oraz Królem Boiska, Tobio
Kageyamą. Cóż, trudno powiedzieć, żeby szczęście im sprzyjało, ich pierwszym przeciwnikiemzostała drużyna uważana za faworyta, z geniuszem na czele. Nic więc dziwnego, że Hinata i jego koledzy przegrywają – Shoyo po zakończonym meczu staje przed Kageyamą i przyrzeka, że go pokona. Jak nie w gimnazjum, to w liceum.
Kageyamą. Cóż, trudno powiedzieć, żeby szczęście im sprzyjało, ich pierwszym przeciwnikiemzostała drużyna uważana za faworyta, z geniuszem na czele. Nic więc dziwnego, że Hinata i jego koledzy przegrywają – Shoyo po zakończonym meczu staje przed Kageyamą i przyrzeka, że go pokona. Jak nie w gimnazjum, to w liceum.
...Tylko co, do loda wafla, Tobio robi
na Sali gimnastycznej Karasuno?!
Jak się pewnie spodziewacie, nie
zaprzyjaźniają się tak od razu, a fakt, że teraz będą grać po tej samej stronie
siatki niespecjalnie napawa ich entuzjazmem, szczególnie Hinatę. Ale jako że
ich nowy, na pozór przemiły kapitan, Daichi, kazał im najpierw się
zaprzyjaźnić, a dopiero potem przyjść z zgłoszeniem do klubu, muszą się
polubić. A to takie łatwe nie jest.
Powiem tak: Haikyuu! to chyba pierwsza sportówka, która tak bardzo mi się spodobała
(i którą obejrzałam w całości, bo Kuroko
no Basket czeka na wznowienie, a Diamond
no Ace zaczęłam, ale trochę jeszcze minie, nim to skończę). Jest cholernie
wciągająca, ciekawa, a bohaterów po prostu nie da się nie lubić – Hinata i
Kageyama stanową oczywisty kontrast: jeden nieco nierozgarnięty (ale nie jest
takim rasowym idiotą!), nie do końca zdaje sobie sprawę z własnego potencjału,
drugi – genialny rozgrywający, z początku może się wydawać nieco zadufany
w
sobie, w ogóle nie umie rozmawiać z ludźmi, ale stanowi świetny pierwiastek
komediowy. Wicekapitan, Suga został moim faworytem praktycznie od razu, czego
efektem jest cały folder zapchany artami z nim. No ale co ja na to mogę?! Jest
przeuroczy! Potem Daichi – on akurat jest przykładem znanego motywu „nie
oceniaj książki po okładce”; niby jest spokojny, miły, przyjazny… ale jak się
wkurzy, to lepiej od razu wiać. Tanaka! W prawie każdym anime, mandze, książce
albo filmie jest postać, która wzbudza sympatię u wszystkich widzów – w tym
wypadku jest to właśnie Tanaka. Nie, nie jest uroczą ciamajdą i nie, nie jest
żadnym badassem albo innym bad boyem. Jest drugoklasistą z najlepszymi minami
ever. Kto widział, ten wie, o co chodzi. No i się rozbiera czasami. Mamy też
Asahiego – asa naszej drużyny, który jednak pojawia się nieco później; Noyę –
jest jeszcze niższy niż Hinata (tak! Shoyo wcale nie jest taki mały!), pełni rolę
libero; Tsukishimę – ten z kolei jest jakimś gigantem i to niezbyt fajnym, a
przynajmniej ja średnio go polubiłam z początku; Tadashi – prawdopodobnie najsłabszy
z pierwszoroczniaków, muszę przyznać, że czasami widzę w nim rasowego ukesia
(względem Tsukkiego). Z siatkarzy Karasuno jest jeszcze trójka drugoklasistów,
których imion nie pamiętam – no, poza Chikarą Ennoshitą, ale to tylko dlatego,
że ma fajne imię (tak, dobry powód nie jest zły (y)). Oprócz nich występują
również Kiyoko Shimizu, śliczna menadżerka (i nie, nie jest denerwująca ani
trochę), opiekun klubu, Hitoka
Yachi oraz trener, Keishin Ukai. Oczywiście na
nich się nie kończy! Mamy całe mnóstwo różnych drużyn z innych szkół i to, że
są postaciami pobocznymi kompletnie nic nie znaczy. Mecze są pokazane od dwóch
stron, nie tylko z perspektywy Karasuno, a więc mamy szansę pozostać
obiektywnymi (haha, dobre, nie? Wątpię, żeby ktokolwiek nie kibicował Hinacie i
reszcie).
Ach, i co do meczy jeszcze. Muszę
wspomnieć, że drużyna protagonistów wcale nie jest nie wiadomo, jak silna, jednak
ciotami też nie są. Zdarza im się przegrywać, ale przecież ciągle ćwiczą, więc
siłą rzeczy, muszą mieć na koncie kilka wygranych setów. Dodatkowo napiszę
jeszcze, że po obejrzeniu Haikyuu!
zupełnie inaczej śledziłam mecze na Mistrzostwach – czułam się taka mądra,
wiedząc, dlaczego Zatorski ma inny strój od reszty. Chociaż fakt, że w serii
grają po trzy sety był bardzo mylący.
Kreska i ogólnie strona graficzna stoją
na bardzo wysokim poziomie. Wszystkie ruchy bohaterów są płynne i na wszystkie
zagrania aż miło się patrzy. No i oczywiście, nie uświadczymy tutaj brzydkich
osobników płci męskiej. Żeńskiej też nie. Wprawdzie można ponarzekać na wygląd
postaci z profilu, ale tragedii nie ma, da się przeżyć.
Jeśli zaś chodzi o muzykę to
fajerwerków nie ma, ale jest jeden utwór, którego mogłabym
słuchać bez przerwy
(TUTAJ). Soundtrack dobrze dopełnia poszczególne sceny, w szczególności mecze, jednak
najczęściej po prostu wtapia się w tło. Openingi i endingi są naprawdę dobre –
w pamięć zapadły mi przede wszystkim pierwsze, kolejne już niekoniecznie.
Podczas oglądania Haikyuu! niemożliwym jest nie śmiać się.
Poza tym, że to bardzo dobra sportówka, seria należy do świetnych komedii. I co chyba najważniejsze, genialnie się to ogląda. No i myślę, że anime spodoba się nie tylko dziewczynom, ale też
panom – fanserwisu nie ma (nie licząc klaty Tanaki, ale ciii), podtekstów nie
ma (dobra, yaoistki znajdą… okej, każdy da radę znaleźć…), a fajnych meczów nie
brakuje. No i są momenty wzruszenia. Czego chcieć więcej?
Osobiście bardzo ubolewam nad
zakończeniem emisji anime i mam nadzieję, że niedługo wypuszczą drugą serię.
Zresztą, mam wrażenie, że wszystko, co było do tej pory to tylko takie
wprowadzenie (bardzo obszerne wprowadzenie) do tego, co będzie się działo
potem. I obym się nie myliła. Naprawdę liczę na wyobraźnię Furudatego
Haruichiego i liczę, że manga idzie w dobrym kierunku (znając życie, za
niedługo się za nią wezmę, bo nie wytrzymam).
No i stały punkt każdej recenzji.
Czy polecam? Bardzo. I to nie tylko fanom siatkówki, laikom także powinno się Haikyuu! spodobać – dla mnie akurat ten
sport jest jedynym, który naprawdę ogarniam, ale myślę, że każdy zrozumie, o co
chodzi. Jest sporo wyjaśnień poszczególnych kwestii i można się dużo
dowiedzieć. Tytuł idealny na rozluźnienie po ciężkim dniu szkoły. Oglądajcie!
Informacje:
Studio:
Production I.G.
Rok emisji: 2014
Ilość odcinków: 25
Gatunki: sportowy, komedia, okruchy
życia
Fabuła: 7/10
Bohaterowie: 8/10
Grafika: 8/10
Muzyka: 7/10
Ocena
ogólna: 8/10
Tak, Tsu, miałaś rację. Jestem ignorantką, przykro mi :C
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz